Czy jest choroba, która zagraża osobom zaangażowanym we władzę? Wydaje się, że tak… To choroba o nazwie: „Wybrali, wiec widać się nadaję”. Panoszy się ona wśród władz centralnych i lokalnych, „kosi” samorządowców i urzędników, nie ma względu na wiek, płeć, religię (lub jej brak) ani przynależność partyjną.

Jak nie ulec pokusie, i nie przestać się uczyć?

Ryzyku podlegają wszyscy. Objawia się to rozrastaniem  „mniemania o sobie” (ego) i wiarą, że to co chory mówi automatycznie nabiera znaczenia i sensu. Trochę władzy wystarczy, żeby wystąpiły objawy. Wpływa na wygląd chorych: część z nich nagle się opala lub odchudza, mówi inaczej, oficjalnie ubiera, częściej czesze i jeździ lepszym samochodem…  Z normalnego człowieka, którego się znało od lat, nagle wyrasta heros (lokalny, albo centralny – zależnie od miejsca), gdy choroba zaatakuje. Kiedy chory mówił przed wyborami jego słowa brzmiały normalne. Jako „obdarowany” władzą chory nie mówi, a „przemawia”. Nie zajmuje się tematem, ale nad „nim się pochyla”. Nagle „potrafi i rozumie” i ani uczyć się, ani pytać o radę nie musi…  Jest znawcą wszystkich specjalności, czy dokładniej „znafcą”, jak piszą niektórzy.

Chorobę powoduję wybór (w wyborach) lub nominacja. Wynika z wiary w nieomylność demokracji – jest wyrazem przekonania że ktoś kogo wybrano, rzeczywiście ma kompetencje, które w nim widzą wyborcy. Niestety, nawet wielomilionowe poparcie nie sprawia, że coś się w głowie i sercu nominata zmienia. „Ilość” głosów wyborców nie przechodzi w klasę i „jakość” osobistą naszych reprezentantów. Czy nie spotkaliście Państwo decydentów, którzy uwierzyli, że „skoro mnie wybrali, to widać się nadają”? Zatem szanując wybory jako najważniejszą część procesów demokratycznych, z pokorą trzeba przyznać, że i demokracja może się mylić, obdarzając kogoś niegodnego zaufaniem.

Czy jest lekarstwo na tytułową chorobę? A może jakaś szczepionka? Za profilaktykę można uznać samą wiedzę, że mamy do czynienia z chorobą powszechną i zaraźliwą. Warto pamiętać, że udawanie kogoś innego niż się jest, pozostaje tylko „grą”. Osoby nieautentyczne potrafimy bez trudu rozpoznać. Że słynne „ą i ę” oraz „biorę bułkę w bibułkę”, nie zmieni faktu że dziś na salonach, a wczoraj to do „wychodka za stodołę chodził”. Tacy chorują szczególnie często. Lekarstwem jest „oderwanie ryja od koryta”, jak mawiał Janusz Korwin Mikke czyli wybory. Pozbawiony „koryta” chory zdrowieje szybko i trwale.

Przyjemnie i łatwo jest być urzędującym burmistrzem… Ma się wielu „przyjaciół”, zwolenników i wyznawców. Wierni urzędnicy „z ust spijają” mądrość. Ale większą sztuką jest być „byłym” burmistrzem, któremu współobywatele powiedzą prawdę o decyzjach, które podejmował. Nie ma już parasola delikatności i „poprawności”, ani lęku że władza „miewa długie ręce” i może ukarać. Przed urną wyborczą jesteśmy wolni (jeśli się odważymy) oddać głos. Dlatego warto głosować, bo jest to znak, że nie boimy się ocenić i wybrać kogoś, kto przynajmniej zdaje sobie sprawę z ryzyk jakie na niego czekają, gdy będzie częścią władzy. Głosują tylko ludzie wolni, którzy wierzą, że coś od nich zależy.

My Polacy jesteśmy dumni i wolni. My Łowiczanie jesteśmy dumni, że mamy wolność wyboru. Korzystajmy.