Fryderyk Bastiac (+1850) to francuski klasyk ekonomii konserwatywnej, takiej, która opiera się na uczciwym liczeniu kosztów i wydatków (a nie na uzasadnianiu rozdawnictwa pieniędzy publicznych „po uważaniu”, dla pana Królikowi i jego rodziny, bo on baaaaaardzo prosi i potrzebuje…). Francuz jest autorem licznych tekstów, których polski wybór ma tytuł: To, co widać i czego nie widać. Chodzi o ekonomiczne fakty, które są WIDOCZNE i znane, a ich skutków często NIE WIDAĆ, gdyż są tacy, którzy mają interes w ich ukrywaniu.

Ważna lektura dla każdego, kto zastanawia się nad obowiązkami obywatela wobec państwa.

Bastiac zaczyna od spraw oczywistych… Stwierdza, że każda „zapomoga” (w nowomowie: wsparcie) dana przez administrację jakiejś grupie społecznej, pochodzi z naszych podatków. Dlatego, ten kto otrzymuje takie wsparcie, żyje na koszt innych. Ludzie płacą podatki narzucone przez rządzących. Jeśli tego nie zrobią, zostaną ukarani. Państwo dysponuje narzędziami przymusu, które „dopingują” obywateli. A zebrane pieniądze, politycy „rozdają” z minami właścicieli… „Obdarowują” oni aktualnych wybrańców: artystów, górników, ekologów, harcerzy, sportowców, rolników, cyklistów albo hodowców drzew morwowych… „Rozdają” to, czego sami nie zarobili! Nie trzeba dodawać, że „troszcząc się” o potrzebujących, nigdy nie zapominają o sobie.  Są przecież także potrzebującymi… Przecież sami za darmo nie pracują, a w parlamencie i rządzie nie znajdziemy wolontariuszy w randze posłów, senatorów, ministrów, sekretarzy stanu… Mają pensje z pieniędzy podatników i „wiszą” na naszych składkach… Tak samo, jak samorządowi radni i gminni decydenci…

Zdaniem Bastiac’a, pieniądze pozostawione w kieszeniach obywateli, przyniosłyby większe korzyści niż rozdawnictwo i wygłaszane obietnice, że wkrótce będzie się nam żyło lepiej. Czy nie moglibyśmy sami decydować o sposobie wydaniach ciężko zarobionych pieniędzy? Pytanie retoryczne.

Postulatem ekonomisty są zatem: (1) niskie podatki (wystarczające na absolutnie podstawowe zadania wspólne: drogi, wojsko i policja utrzymująca porządek), a następnie dbałość o przejrzystość (wyborcy powinni to szczególnie śledzić i kontrolować!) dystrybucji środków budżetowych (2).  Im mniej tych „podarunków” tym –zdaniem Bastiac’a- lepiej. Dlaczego? Bo raz obdarowani szybko się przyzwyczajają do zapomóg! Rozdawnictwo, tworzy (a), a następnie uzależnia (b) od państwa coraz to nowe grupy chętnych do „życia na koszt kogoś innego”. Co więcej, rozdawnictwo często takie grupy odbiorców wręcz stwarza! A ponieważ są to zawsze liczne (wpływowe) grupy wyborców, przy najbliższej okazji zagłosują oni na tych, którzy obiecają utrzymanie zdobytych przywilejów. Raz uzyskanych praw, nie oddamy! Na tych, którzy zabiorą przywileje, nie zagłosują NIGDY. Czy się mylę?

Ciąg dalszy Drodzy Czytelnicy znacie… Nowe „obietnice wyborcze” (np. minimalna pensja na koszt przedsiębiorców, 2000 zł netto jako emerytura minimalna, 100 tys. mieszkań „dla młodych”, 500++, darmowe co-się-da, itp. itd.). Inicjatywy podobają się, więc potrzebne są na ich realizację pieniądze. W konsekwencji podnoszone są podatki i nakładane nowe (choć nasi „spryciarze” nie zawsze używają słowa „podatek”, zastępując je np. „opłatą” lub „składką”). Deficyt budżetowy (różnicę pomiędzy wydatkami a przychodami państwa), „łata się” zaciągając kredyt, a jak mało to kolejny i kolejny (to tzw. dług publiczny). Ten niestety spłacamy wszyscy… Zapotrzebowanie na pieniądze budżetowe rosną i rosną…, bo po tych wyborach, będą kolejne. Żeby wygrać wybory, trzeba „obiecać”. Im więcej obietnic (bo wyborcy chcą!), tym więcej pieniędzy potrzeba. Oto mechanizm samonakręcającej się spirali zadłużania przyszłych pokoleń Polaków. Może to jeden z powodów, dlaczego rodzi się nas tak mało… . Podobno osobiste decyzje ludzi mają uzasadnienie ekonomiczne, przekonują naukowcy. Cóż, teorie naukowe teoriami, a opisany przepis na wygranie wyborów w Polsce stosują kolejne ugrupowania polityczne. Niestety.

Każdy rozsądny człowiek, „mający umiejętność łączenia kropek” (jak teraz mawiają młodzi), jeśli tylko zechce się nad tym zastanowić, da radę zrozumieć. To precedens stary jak demokracja.

Czy posłowie, rząd, samorządowcy tego nie rozumieją? Ależ rozumieją! Dlaczego więc nic z tym nie robią? Bo oni pierwsi żyją z naszych podatków i baaaardzo lubią nami rządzić! –Jak nie obiecasz, nie wygrasz! – mawiają. A my, wyborcy i zakładnicy ich pomysłów rozdawniczych, jesteśmy „dutkani” (podobno słowo to pochodzi z góralskiej gwary) za nasze własne pieniądze na „1000 różnych sposobów”, pod setką rozmaitych haseł.

A godząc się na to, bardziej i bardziej uzależniamy się do „łaski” i woli rządzących. Może da się to zatrzymać? Tylko w wyborach… Zatem to należy zmienić i o to pytać, kiedy nasi umiłowani przywódcy zechcą znowu nas poprosić o głosy. Bo warto głosować na tych, którzy choć z grubsza podzielają poglądy Bastiac’a.

Paweł Kolas